Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2018

A ty na ile jesteś człowiekiem?

Obraz
Co się stanie, gdy wrzucisz do garnka: 1. motyw pary policjantów człowiek + android prosto z "Almost Human" 2. dociekania odnośnie duszy replikantów rodem z "Blade Runnera" 3. cyborgizacje i wszelkie super-hiper-mega-cyfrowe protezy i udoskonalenia żywcem wzięte z "Ghost in the Shell" 4. futurystyczne techniki śledcze z serialowego "Raportu mniejszości" "Łzy Mai". W sumie na tym mogłabym skończyć recenzję i kazać wszystkim iść do czytania, bo porządnego cyberpunku nigdy dość, a tu autorka naprawdę zrobiła kawał porządnej roboty mieszając znane motywy w ciekawą historię. Ale będę uczciwa i napiszę coś więcej. Tytułowa Maya to replikantka pracująca w policji. Efekt niezwykle wyrafinowanych technik inżynieryjnych, z XNA zamiast DNA, z wyglądu przypominająca człowieka. Jednak nim nie jest i nikt nie da jej prawa zyskania ludzkich uczuć. Może je jedynie emulować - specjalny program sprawia, że jej zachowania mają znamiona empatii.

BHPowiec może świata nie uratuje, ale jakiegoś wilkołaka już tak

Obraz
Materiał prasowy wydawcy   Milena Wójtowicz ma pomysł na tworzenie urban fantasy. Jest nim zderzenie różnego rodzaju istot niebędących ludźmi z biurokracją oraz kapitalizmem. Do wyniku tej interakcji należy dodać nieskomplikowaną fabułę i tak otrzymujemy chociażby najnowszą książkę zatytułowaną „Post Scriptum”. Jest to powieść detektywistyczna, gdzie rolę śledczych odgrywają tzw. nienormatywni – różnego rodzaju stworzenia znane z legend i podań, od duchów do wilkołaków. Sprawa dotyczy usiłowania zabójstwa, a ponieważ ofiary nie są ludźmi i trudno zwrócić się z daną sprawą do organów ścigania (z uwagi na bardzo nietypowe narzędzie zbrodni), początkowo sprawą zajmuje się para niekonwencjonalnych przedsiębiorców, Piotr i Sabina.   Bohaterowie prowadzą spółkę mającą w portfolio różnego rodzaju usługi związane z psychologią (np. terapia ducha celem przekonania go do odejścia w zaświaty i pozostawienia rodziny w spokoju) oraz BHP (jak przygotować rytuał składania ofi

Mogłem zostać kimkolwiek, więc zostałem królem japońskiego kryminału

Obraz
Literatura japońska nie jest jakoś szczególnie reprezentowana w naszym kraju - cały Murakami, klasyki dawno i nieprawda, jakieś pojedyncze tytuły z nieznanego mi klucza. Ostatnio większą akcję promocyjną miało "Sześć Cztery" i słusznie, zacna powieść policyjna. Jest jednak autor, którego dzieła chętnie zobaczyłabym na półkach w księgarni, chociaż jego twórczość w większości znam z adaptacji. Serio. Dotąd miałam okazję przeczytać jedynie dwie jego książki (i to w tłumaczeniu na angielski!), ale jego historie są regularnie adaptowane do filmów i seriali.  Keigo Higashino - jak należałoby zapisać w zachodniej konwencji imię + nazwisko - jest bardzo poczytnym autorem kryminałów w Japonii. Do tego jego dzieła są wdzięcznym materiałem do sfilmowania i od lat z powodzeniem kolejne adaptacje zdobywają serca widzów. Czyli musi mieć coś w sobie, co sprawia, że te historie żyją niezależnie od użytego medium. Ten wpis został zilustrowany zdjęciem dwóch książek i filmowej ad

Przeczyta mi pan książkę z komórki?

Obraz
Lubię audiobooki. Podoba mi się idea zapoznawania z książką w momencie, kiedy nie mogę fizycznie wyciągnąć tomu lub czytnika. Szalenie fascynuje mnie fakt, że mogę przeczytać książkę zmywając naczynia - nagle ta czynność, tak znienawidzona, zyskuje nieco na urodzie (ale bez przesady!). W 2017 roku przesłuchałam chyba ze 30 audiobooków - słuchałam w drodze do pracy, biegając, sprzątając, w pracy podczas mniej wymagających zadań... Zawsze wtedy, gdy wiedziałam, że mogę wykorzystać część mózgu do odbioru treści. I tak oto audiobooki stanowią nieodłączną część mojego doświadczenia czytelniczego. I chyba nie muszę mówić, że nie zawsze tak było? Nie przypominam sobie, żebym była wielką przeciwniczką takiej formy, ale zdecydowanie nie widziałam dla niej miejsca w swoim życiu. Co się zmieniło? Muszę przyznać, że to był pewien proces, trwający kilka lat. Pierwszym etapem była nowa praca, do której musiałam dojechać, a  autobus nie dawał opcji na miejsce siedzące ani odpowiedni

Pociąć się żelkiem

Obraz
Lubię Amy Adams i chętnie oglądam jej występy, nawet jeśli film ogólnie szura po dnie artyzmu (tak, mówię o Batman v Superman). Dlatego na wieść, że zagra w serialu adaptującym książkę uznałam, że czas przeczytać materiał źródłowy zanim odcinki zaczną się pojawiać. Siadając do lektury wiedziałam dwie rzeczy - autorka popełniła "Zaginioną dziewczynę" a ja uznałam film za paskudnie bezsensowny pod wieloma względami. I spodziewałam się czegoś podobnego. I tak, nie byłam zaskoczona. Miasteczko, kilkoro bohaterów wokół których toczy się fabuła i stadko w sumie bezbarwnych postaci podrzucających informacje z gracją słonia w składzie porcelany. Zachowania wielu osób nie mają większego sensu, ale jakoś się to toczy. Camille, dorosła kobieta, dziennikarka, na swój sposób uciekająca od wszystkiego niewygodnego, najchętniej w zachowania autodestrukcyjne. Pokryta bliznami po wieloletnim cięciu, z zaliczoną próbą samobójczą, obecnie pijąca w odpowiedzi na wszystko. Matka powiedzi

Giant Days czyli studiowanie uczy nie tylko do dyplomu

Obraz
Jest w zbiorowej świadomości przekonanie, że studia to bardzo specyficzny czas w życiu człowieka. Oprócz określonego systemu nauczania, jakże innego od szkolnego, istnieje też zjawisko "studenckiego życia" - połączenie samodzielności i pewnych dziecięco-nastoletnich przywar. Niby już dorośli, ale jeszcze nie do końca pełnoprawni członkowie społeczeństwa, wiecznie bez pieniędzy i pełni postrzelonych pomysłów. Doskonałe źródło przepysznych historii. I właśnie tym jest seria komiksów Giant Days. Zbiorem przecudownych historii o trójce dziewczyn na studiach. Panny są tak bardzo różne od siebie, jak mocno zaprzyjaźnione i niech wszelkie żywioły chronią tego, kto stanie się ich wrogiem. Chociaż najczęściej można obserwować je jak doprowadzają do szału siebie nawzajem i po kolei. Od czego w końcu są przyjaciele jak nie od nieustannego sprowadzaniu na ziemię oraz wbijania prawd życiowych w głowy upartych osobników? Dla ich dobra i może jedynie czasem dla własnej radości. Trzeb

Wielka Rzeka Historii w Japonii płynie - może cię porwie?

Miałam w swoim życiu kilka lat spędzonych na oglądaniu japońskich seriali i filmów. Znałam aktorów i ich dokonania lepiej niż w przypadku ich zachodnich czy polskich odpowiedników. Całkiem przyjemny czas, bo japońskie seriale są zauważalnie inne od amerykańskich czy europejskich, inne wyzwania są stawiane przed aktorami, nawet sposób produkcji bywa inny - ale o tym innym razem. Kilka miesięcy temu TVP zabrała się za produkcję wielkiego widowiska historycznego, jakim jest "Korona królów". Miało być historycznie, epicko i ogólnie dzieło, że ho ho. Jak wyszło można się przekonać po wpisaniu w wyszukiwarkę "korona królów memy". Ubaw po pachy i to za publiczne pieniądze. I można próbować się bronić, że komercyjna stacja zrobiłaby to lepiej, ale za publiczne pieniądze też da się zrobić porządne widowisko historyczno-kostiumowe. Zapytajcie Japończyków, oni wam wtedy opowiedzą o zjawisku zwanym "taiga drama". "Taiga drama" to nazwa rodzaju serialu pr