Posty

Róże są czerwone, a książki prokobiece w Polsce są bardziej

Obraz
Różowo na tej fotce, co? Można niemalże tworzyć wzornik złożony z samego różu. Co łączy te książki oprócz koloru okładki? Są skierowane do kobiet i dotyczą spraw związanych ściśle z kobiecością - od spraw medycznych przez seksuologię do seksizmu w miejscu pracy. I wiecie co? Trochę mnie to rozdrażniło. Jakiś czas temu pisałam o trzech tytułach jako o "Różowej serii". Od tamtego czasu dołączyły kolejne trzy pozycje "Ciało-śmiało" o dojrzewaniu, "Feminist Fight Club" o radzeniu sobie z patriarchatem w miejscu pracy oraz "Wagina" aspirująca do bycia kompendium wiedzy o wycinku narządów płciowych kobiety. I wszystkie mają różowe okładki. I zapewne nie zwróciłabym większej uwagi na to, gdyby nie fakt, że w przypadku "Waginy" szukałam recenzji po angielsku, bo polskie wydanie jeszcze jedzie drukarnią, i wyskoczyło mi to: Dla porównania, wydanie polskie: To kopia okładki z nowszego wydania anglojęzycznego, jednak! Je

Ulubieńcy 1/6 roku - czyli dałam ciała miesiąc temu, trzeba nadrobić

Obraz
Trochę plan mi nie wyszedł, ale cóż, pozostaje zacisnąć zęby i wziąć się w garść. Dlatego bez zbędnych wstępów, ulubieńcy stycznia i lutego w jednej kupie: " Oczy uroczne " M. Kisiel - kontynuacja "Dożywocia", ale już nie "Siły Niższej", a w ogóle to najbardziej "Szaławiły". I ja szanuję werwę, z jaką główna bohaterka walczy z antyszczepionkowcami. Medal za to wręcz. " Becoming " M. Obama - jakaś mądrala napisała pod moją recenzją, że to odcinanie kuponów od bycia Pierwszą Damą. No więc otóż nie. Bo jednak Michelle dość charakterna jest i potrafi walczyć o swoje. I z jaką klasą pisze o swoim życiu, a do tego w szerszym kontekście społecznym. Czyta się aż miło. " Dreamland. Opiatowa epidemia w USA " S. Quinones - reportaż o tym, jak przez jakieś parcie i niedopatrzenie Amerykanie zostali zalani wręcz legalnym substytutem heroiny i jednocześnie pojawił się kanał dystrybucji nielegalnej heroiny i jak to się spina. Pozo

Podsumowanie popkulturowe 2018

Obraz
Teoretycznie powinno mi być przykro z powodu opóźnień i totalnego braku wpisów, ale szczerze to w całym zamieszaniu nie miałam chwilami czasu pomyśleć o pisaniu. Takie życie pracownika branży finansowej, jak się dumnie nazywa moje klepanie, grudzień to miesiąc wyjęty z życia. Do tego przygotowania do świąt bardzo sprytnie (ha ha, jaki dowcip) zamieniłam na przygotowania do wyjazdu do Gruzji. Co oznaczało bieganie i zamawianie bardzo różnych rzeczy - wymienię dla przykładu uprząż rehabilitacyjną dla kota i drut 0,2 Ohma. Czy ile tam było. Dlatego pisanie okroiłam do minimum, czyli recenzje tego, co już dostałam. A po Nowym roku zafundowałam sobie przeprowadzkę, bo nic tak nie poprawia humoru jak pakowanie dorobku życia i rozstawianie wszystkiego w nowym miejscu. Polecam, 2/10. Szczególnie, że w gorączce przeprowadzkowej tak spakowałam notatki do zestawienia rocznego, że byłam o krok od sporządzenia nowych. Które pewnie różniłyby się w detalach od oryginalnego. Uff, to skoro formaln

Wtopy listopada

Obraz
Bez ogródek - co nie wyszło w konsumpcji popkulturalnej w listopadzie? " Alyssa i czary " A.G. Howard - taka fajna książka popsuta najbardziej sztampowym i dennym romansem nastolatków rodem z young adult... Zęby zgrzytały, jakbym żwir gryzła. Najgorsze, że tak jest ukryty naprawdę ciekawy pomysł na historię, ale za każdym razem młot miłości rozwalał wszystko. " Wbrew Naturze: Odrodzenie " M. Andolfo - trzeci tom przygód pornoświnki niestety wypadł najsłabiej i mam za to wielki żal, bo to była autentycznie ciekawie zapowiadająca się historia, ale zakończenie ma mniej więcej tyle sensu co obecna polityka. " Wdowy " reż. Steve McQueen - jeśli po trailerze ktoś spodziewał się ciekawego heist movie lub nawiązań do "Bella Mafia", to źle trafił. Samego skoku na kasę jest może z 10 minut, główny plot twist jest zdradzany w połowie filmu i w zasadzie bajzel na kółkach. Zakończenie nie ma sensu. Wyszłam z seansu rozeźlona, że oczekiwałam czego

Ulubieńcy listopada

Obraz
Nie jestem fanką listopada, uznaję ten miesiąc za jeden z gorzej przeze mnie odbieranych. Późne wschody, wczesne zachody słońca, kiepska pogoda, osłabienie nieustannie grożące kolejnym zapaleniem zatok. Na szczęścia na ten rok mam już to za sobą. A co poprawiało mi nastrój w tym parszywym czasie? " Daleka droga do małej, gniewnej planety " B. Chambers - złapałam raczej z braku lepszego pomysłu, ale taka komediowa space opera ze szczególnym naciskiem na relacje załogi urozmaiconej gatunkowo? Przyjemnie się czytało i na pewno sięgnę po drugi tom. " Poklatkowa rewolucja " P. Watts - autor się nie cyka i od razu ustawia ramy czasowe fabuły na jakieś dzikie miliony lat. Rozmach trzeba mieć, odpowiednią scenografię też, bunt ludzi przeciw sztucznej inteligencji - bo ile można o tych robotach co się wyzwalają z okowów zniewolenia przez ludzi... Krótkie, ale mięsiste. " Jedyny i Niepowtarzalny Ivan " K. Applegate - mam słabość do książek pisanych w pu

"Cesarz Oktawian" i wiele innych

Obraz
Gdybym miała określić, co wpłynęło na moje zainteresowanie historią starożytną, wymieniłabym Henryka Sienkiewicza i Aleksandra Krawczuka. "Quo vadis" złapało mnie najpierw za gardło swoim wydaniem z niezliczoną wręcz ilością przypisów, zdarzały się strony, gdy przypisy zajmowały więcej miejsca od tekstu - obecnie taką przypisomanię można spotkać jedynie w wydaniach z Wolnych Lektur, a to wtedy papier był! I ja z tych przypisów poznawałam historię Rzymu, mitologię, niuanse życia i w jakiś sposób obudziło to we mnie zainteresowanie. Mniej więcej w podobnym okresie u babci znalazłam na półce "Herod król Judei" i zaczęłam czytać, bo i postać kontrowersyjna i w ogóle jakiś dotyk historii, ale takie prawdziwej. I jak się pan Krawczuk rozprawił z paroma mitami, to chyba wtedy zrozumiałam, że analiza źródeł to poważna sprawa i nie należy zadzierać z tymi, którzy zapisują historię. Po latach w ramach jakiegoś mentalnego samobójstwa zgłosiłam się do olimpiady historyczn

Duży ekran, mały ekran, Idy Marcowe zawsze takie same

Obraz
Długo zbierałam się do tego tekstu, ale nie z lenistwa (no gdzie!) a raczej z chęci odświeżenia serialu do porównania, a ponieważ widz serialowy ze mnie średni, chwilę mi to zajęło. Szczegół, przecież nie będziemy się czepiać. Ale pomysł przyszedł mi, kiedy w jakimś napadzie nostalgii postanowiłam obejrzeć "Kleopatrę" z Elisabeth Taylor z 1963 r. i zaczęłam zwracać uwagę na szczegóły. Wiele szczegółów. Jak epickość filmu mająca teoretycznie oddać hołd ostatniej władczyni Egiptu sprawiła, że moja dusza historyka zapragnęła pewnej przeciwwagi i znalazła ją (nie, żeby długo szukała) w serialu "Rzym" produkcji HBO. A ponieważ obydwa dzieła traktują o niezwykle zbliżonym okresie historycznym, postanowiłam podjąć się zabawy w porównanie. "Kleopatra" jest epickim obrazem o życiu ostatniej królowej Egiptu. Budżet filmowy i 2,5 roku kręcenia przyniosły dzieło cieszące oko. Stroje, fryzury, nagromadzenie statystów - to robi wrażenie. Idźcie na youtube i poszu