Róże są czerwone, a książki prokobiece w Polsce są bardziej







Różowo na tej fotce, co? Można niemalże tworzyć wzornik złożony z samego różu. Co łączy te książki oprócz koloru okładki? Są skierowane do kobiet i dotyczą spraw związanych ściśle z kobiecością - od spraw medycznych przez seksuologię do seksizmu w miejscu pracy.

I wiecie co?

Trochę mnie to rozdrażniło.

Jakiś czas temu pisałam o trzech tytułach jako o "Różowej serii". Od tamtego czasu dołączyły kolejne trzy pozycje "Ciało-śmiało" o dojrzewaniu, "Feminist Fight Club" o radzeniu sobie z patriarchatem w miejscu pracy oraz "Wagina" aspirująca do bycia kompendium wiedzy o wycinku narządów płciowych kobiety. I wszystkie mają różowe okładki. I zapewne nie zwróciłabym większej uwagi na to, gdyby nie fakt, że w przypadku "Waginy" szukałam recenzji po angielsku, bo polskie wydanie jeszcze jedzie drukarnią, i wyskoczyło mi to:





Dla porównania, wydanie polskie:


To kopia okładki z nowszego wydania anglojęzycznego, jednak! Jednak po drodze coś musiało pójść nie tak z kodowaniem kolorów, bo w oryginale zamiast wściekłego różu był ciemny, stonowany fiolet.

A "Feminist Fight Club", który w polskim wydaniu w kolorze pudrowego różu przekonuje kobiety do walki o swoje w miejscu pracy? Jak wygląda projekt oryginalny?




Oszczędne w kolorach, tytuł w formie jakby napisanej sprayem, sugerujący niegrzeczne i rewolucyjne treści - w kontrze do różowej pięści rodem z socrealizmu... Poważna literatura, czyż nie?

I kolejna pozycja, której nie żałowano różu w polskim wydaniu:




"Ciało-śmiało" zdecydowanie nie przypomina oryginału - zamiast radosnych dziewcząt wkraczających z wiedzą w okres dojrzewania, otrzymujemy okładkę, która tak bardzo nic nie mówi, że musiała być różowa, by utrzymać wizerunek książki dla dziewcząt. Przy okazji - osoba, która nie dopilnowała, by na okładce znalazła się informacja, że to pozycja dla bardzo młodych dziewczyn (oryginał wspomina "8+"), powinien zgnić w piekle, bo dla osoby 13- czy 15-letniej to już zdecydowanie za mało szczegółowa książka.

Co do reszty - ich róż w sumie powtarza motywy oryginalnych wydań lub nawiązuje do nich:




Ale jednak książki okołofeministyczne w Polsce strasznie różowieją. I nie wiem co o tym myśleć, bo z jednej strony ogólnie róż jako kolor mi nie przeszkadza, ale z drugiej strony to taki wbijanie szpileczek - o, takie bardzo dla Pań, damy róż i będzie taka miła książeczka. Można się nawet pokusić o podejrzenia o "upupianie" - jak damy róż, to już nie będzie taką poważną książką. Bo przecież kobietki chcące się uświadamiać to taki uroczy temat...

Przed chwilą pomyślałam, że pewnie fani space oper nie tworzą pełnych wściekłości wpisów jak to ich okładki są nieustannie ciemnoszare, czasem bardziej granatowe, ale te kolory nie mają w naszej kulturze większego ładunku emocjonalnego - najwyżej można o nich powiedzieć, że są nudne. Natomiast róż to już skomplikowana sprawa - dziewczyński, dziecinny, niepoważny. I o ile część tych okładek może z powodzeniem być różowa, o tyle nadmiar tego dobrego przyprawia o ból głowy.

Ale jest pewien plus! Wystarczy nastroić się na różową plamę na regale i od razu wiem, gdzie te książki stoją.

Zawsze trzeba szukać pozytywów.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Maya roni łzy, kruki fruwają, a intryga gdzieś się toczy

Pierwsze słowo, nie ostatnie - Ałtorka w natarciu?