Kirke cię oczaruje

"Powiedz mi, kto składa lepsze ofiary: człowiek smutny i poniżony czy szczęśliwy?
-Szczęśliwy - odparłam.
- Mylisz się. Szczęśliwy jest zbyt zajęty swoim życiem,żeby biegać przed ołtarze. Uważa, że nie żadnych zobowiązań. Ale zrób z niego kupkę nieszczęścia, zabij żonę, okalecz dzieci, a na pewno się odezwie. Miesiącami będzie głodził rodzinę, żeby ci kupić śnieżnobiałe roczne cielę. Jeśli będzie go na to stać, zarżnie całe stado."

Fabularyzowane wersje mitów, niezależnie od formy, cieszą się popularnością od zawsze. Wyprawa po Złote Runo czy wojna trojańska, bogowie, herosi, wielkie walki i jeszcze większe przepowiednie - fascynujące zapisy dawnych ludzkich wierzeń, obecnie będące raczej materiałem źródłowym dla epickich opowieści fantastycznych. Ale nie trzeba sięgać po rozmach godny Starcia Tytanów, by zatopić się w niezwykłym świecie greckiej mitologii - a odejście od Olimpu może nawet nas zaskoczyć.

"Kirke" Madeline Miller to z jednej strony biografia czarodziejki, a z drugiej opowieść o jej dojrzewaniu jako kobiety. Niezwykle istotny jest fakt, że fabuła toczy się z dala od Olimpu, bogowie pojawiają się nieczęsto, częściej w opowieściach niż osobiście. Autorka pokazuje nam inne zakątki mitologii greckiej, będące zazwyczaj ledwie wzmianką w innych, popularniejszych mitach. Odchodząc od bogów olimpijskich możemy przyjrzeć się tytanom (oraz ich niełatwym relacjom z Olimpem), nimfom czy potworom morskim. Taki zabieg sprawia, że nie czytamy po raz kolejny tej samej opowieści, nawet jeśli pojawiają się echa wielkich historii herosów. Tak naprawdę to odbicia mitów nie są w tej powieści najważniejsze.

Co jest najistotniejsze, to nasza główna bohaterka i droga, jaką przechodzi na przestrzeni wieków. Od narodzin i dość przykrego dzieciństwa, przez pierwszą naiwną miłość do wygnania, które ostatecznie ukształtowało z niej kobietę. Kirke z początku jest naiwna i bardzo zagubiona w swoim własnych świecie, a kiedy już zaczyna dojrzewać do wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny - zostaje kozłem ofiarnym. Nie ma tu jednak historii o złamaniu ducha i sklejaniu go na nowo.

Kirke jest czarodziejką, chociaż bardziej trafnym określeniem byłoby chyba zielarka. Przy pomocy czarodziejskich mikstur potrafi naprawdę wiele - przypomnijmy fragment Odysei, gdzie marynarze zostają zamienieni w świnie. Bohaterka nie jest jednak pokazana jako bezwzględnie zła wiedźma, jej czyny są konsekwencją wcześniejszych wydarzeń. I to jest wielka zaleta tej książki - Kirke jest przede wszystkim kobietą przeżywającą swoje własne i osobiste tragedie. I o ile na początku tej drogi ma w sobie jeszcze sporo dziecięcej potulności a wyrządzone krzywdy są z gatunku nieprzemyślanych, tak z czasem dorasta i zyskuje siłę pozwalającą jej przeciwstawić się zarówno bogom, jak i tytanom. Traci młodzieńczą ufność na rzecz pewnego wyrachowania - ogólnie zmiany w niej zachodzące można przyłożyć do życia większości kobiet. Z jedną różnicą - Kirke nie liczy na nikogo. Uświadamia sobie, że jej moc to jedynie narzędzie do wywalczenia sobie życia na swoich warunkach. Muszę przyznać, że rezygnacja z ratującego ją mężczyzny to zabieg, którym autorka bardzo mi zaimponowała.

Na wielki plus muszę książce zaliczyć też brak dłużyzn - a przecież większość fabuły toczy się podczas wygnania na małej wysepce. Nie jest dane nam jednak odczuć wieków, jakie Kirke tam spędziła, nawet opisy treningu magicznego (a raczej autotreningu, podręczników i nauczyciela nie stwierdzono) są na tyle treściwe, że czyta się je z zainteresowaniem.

Polecam wielbicielom starożytnej Grecji oraz osobom spragnionym silnej osobowości kobiecej, która swoją siłę pokazuje postawą i czynami a nie walką.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Maya roni łzy, kruki fruwają, a intryga gdzieś się toczy

Pierwsze słowo, nie ostatnie - Ałtorka w natarciu?

Ulubieńcy października