Ale komiks to ty szanuj!

Wpis dedykowany mojej szanownej mamie, która usilnie próbowała wpoić mi niechęć do komiksów jako niższej formy rozrywki, zarezerwowanej dla dzieci uczących się czytać. Cóż, poległaś.



Muszę przyznać, że przez długi czas traktowałam komiksy jako coś bardziej dla dzieci - ale z drugiej strony ciężko było o kontakt z czymkolwiek artystycznym i przeznaczonym dla starszego czytelnika. Kiedy w dzieciństwie zna się głównie Kaczora Donalda, Asteriksa i Tytusa, trudno uciec od wyrobienia sobie przeświadczenia, że obrazki z dymkami nie mogą nieść ze sobą cięższe treści. W moim przypadku stało się to przez mangę. Na studiach będąc zaczęłam czytać to, co internet był w stanie dostarczyć przetłumaczone na angielski. Z początku były to pierwowzory obejrzanych anime i wśród nich była "NANA". Piękna opowieść o przyjaźni dziewczyn, które łączy jedynie wiek i imię, zaadaptowana jako anime i film (a przeze mnie pochłonięte w odwrotnej kolejności - film, anime, manga), jednak adaptacje doprowadzały historię do określonego punktu, a manga szła dalej. I zaczęłam czytać o poważnych problemach bohaterów, namiętnościach, nałogach, lękach, błędach. Nie było zbyt poważnego tematu dla autorki. Potem zaczęłam wędrować po innych tytułach, czasem docierając do takich, które nadawałyby się jedynie dla naprawdę dojrzałej młodzieży - chociażby "Bitter Virgin", które między scenami komediowymi z typowej opowieści szkolnej wplata wątki molestowania, aborcji, przymusowego oddania do adopcji. W mandze odkryłam bogactwo tematów i skali wiekowej. Czas miał pokazać, że w komiksie zachodnim odnajdę to samo.



Komiks zachodni w moim życiu pojawił się pierwotnie w wydaniu superbohaterskim, kiedy na fali fascynacji adaptacjami filmowymi X-Men i MCU zaczęłam podczytywać pojedyncze historie, jednak na dłużej przykuł moją uwagę Deadpool. Przeczytałam chyba wszystko co wyszło do 2013 roku, nieważne, że zmieniali się twórcy, a przez to i wiele cech bohatera. Obecnie zbieram tomy wydawane przez Egmont i mam cichą nadzieję, że na fali popularności pociągną temat zarówno w serii Classic (zbierającej stare historie, z początku nieraz wręcz od czapy, grunt, że Pyskaty Najemnik się pojawia) jak i w takich zwykłych tomikach. Po prostu lubię ten poziom psychodelki, jaki ureprezentuje bohater.

Gdzieś w tak zwanym międzyczasie zupełnie przypadkiem trafiłam w telewizji na film "Persepolis". Animowana opowieść o życiu po rewolucji w Iranie (trafiłam gdzieś w połowie filmu...) wzbudziła moją ciekawość i wielkie zdziwienie, że wkrótce miał się pojawić komiks, na podstawie którego powstał film. Tomik zakupiłam, czyta się. Gdzieś jednak zakiełkowała myśl, że może są wśród komiksów dostępnych na polskim rynku pozycje, które również przekazują wartościowe historie. ta myśl wydała owoce w momencie, gdy dotarła do mnie bardzo pozytywna recenzja do "Chrononautów" i "Wbrew naturze". Z koleżanką szybko dokonałyśmy analizy, podzieliłyśmy zamówienia i nastąpiła konsumpcja. Potem poszło samo - "Paper Girls", "Giant Days", "Tank Girl". Może nie mam jeszcze dużego doświadczenia w czytaniu komiksów i wiele historii jest mi wciąż nieznana, to doceniam jak kreatywnie trzeba czasem podejść do tematu. Pomysł na historię, zaplanowanie jej w kadrach, ukazanie jej tak, by czytelnik wciągnął się widząc przed oczami poruszające się kadry zamiast statycznych obrazków, by słyszał dźwięki "napisane" na kartce. Są komiksy ceniące prostotę, gdzie większość fabuły dzieje się dialogach, są też takie, w których każdy kadr kryje dodatkowe informacje o świecie - na przykład w postaci witryn czy napisów na ścianach.

Ciekawostka - będąc na Pyrkonie tegorocznym siedziałam w kolejce do autografu jednego z rysowników komiksowych i podsłuchałam niechcący bardzo poważną rozmowę na temat komiksów odpowiednich dla dzieci w konkretnym wieku. Serio, 20 minut przerzucania się tytułami i latami ukończonymi przez latorośle. Ci fani wychowają kolejne pokolenie miłośników formy.

Przy okazji życzmy wszyscy powodzenia mojemu koledze, który swego czasu wpadł na genialny pomysł opowiadania swojej córce historii z komiksów Marvela w formie bajek na dobranoc. I pochwalmy postawę, dziewczyna będzie geekiem zanim dowie się, co to słowo znaczy.

Komentarze

  1. Ja szanuję - na komiksach nauczyłem się czytać i mam przekonanie, że właśnie taka forma jest najlepsza dla dzieci na początek (no dobra, nie mam dzieci, ale to mi mówi... instynkt :P). Zresztą nie różni się to znacząco od książeczki z obrazkami, a jest formą dynamiczniejszą w narracji.

    A odnośnie samych komiksów: są jak wszystko inne. Lepsze i gorsze, poważniejsze i bardziej rozrywkowe, ambitne i stojące obok chłamu. Myślę, że coraz więcej ludzi patrzy na nie jak "głupie historyjki rysunkowe", ale jak na kolejny przejaw tekstów kultury (jak to mądrze zabrzmiało).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Maya roni łzy, kruki fruwają, a intryga gdzieś się toczy

Pierwsze słowo, nie ostatnie - Ałtorka w natarciu?

Ulubieńcy października