"Cesarz Oktawian" i wiele innych



Gdybym miała określić, co wpłynęło na moje zainteresowanie historią starożytną, wymieniłabym Henryka Sienkiewicza i Aleksandra Krawczuka. "Quo vadis" złapało mnie najpierw za gardło swoim wydaniem z niezliczoną wręcz ilością przypisów, zdarzały się strony, gdy przypisy zajmowały więcej miejsca od tekstu - obecnie taką przypisomanię można spotkać jedynie w wydaniach z Wolnych Lektur, a to wtedy papier był! I ja z tych przypisów poznawałam historię Rzymu, mitologię, niuanse życia i w jakiś sposób obudziło to we mnie zainteresowanie. Mniej więcej w podobnym okresie u babci znalazłam na półce "Herod król Judei" i zaczęłam czytać, bo i postać kontrowersyjna i w ogóle jakiś dotyk historii, ale takie prawdziwej. I jak się pan Krawczuk rozprawił z paroma mitami, to chyba wtedy zrozumiałam, że analiza źródeł to poważna sprawa i nie należy zadzierać z tymi, którzy zapisują historię.

Po latach w ramach jakiegoś mentalnego samobójstwa zgłosiłam się do olimpiady historycznej i tam w wymogach było przeczytanie bodajże 3 czy 5 lektur z listy. Na pewno złapałam 3 książki Krawczuka, co ciekawe zupełnym przypadkiem były w serii i czytałam je w dobrej kolejności. Te traktowały o mniej znanych czasach historii rzymskiej, a przecież przejście chrześcijaństwa ze zwalczanej sekty do religii panującej to sprawa co najmniej fascynująca. Ze wszystkiego zostałam z przeświadczeniem, że nie ma opcji bym oblała maturę z polskiego, skoro na olimpiadzie historycznej potrafiłam wydobyć z siebie tyle, by jako jedyna osoba ze szkoły technicznej przejść do dalszej części etapu wojewódzkiego, oraz założeniem, że Krawczuk wielkim historykiem jest. Na samych studiach już za wiele okazji do czytania jego dzieł nie miałam, ale do dziś jak coś mi wpada w łapki, to czytam.

I tak oto ostatnio wygrzebałam u Pana Fantastycznego "Cesarza Augusta". A ponieważ miałam już dość napięty grafik czytelniczy, to wzięłam kolejną książkę bo to jest bardzo logiczne w moim wykonaniu. Książka zaczyna się dramatycznie od śmierci Juliusza Cezara - Krawczuk lubi takie udramatyzowane początki, dobrze wprowadzają w lekturę. Dalej szło samo. Generalnie ja, jako historyczka raczej casualowa (bo przecież nie naukowiec), nie mam specjalnych zastrzeżeń do książek Krawczuka, bo wykonał naprawdę kawał solidnej roboty. Nie bardzo mogę ot tak zrecenzować tej książki w oderwaniu, bo jednak wymagałoby to sporej pracy porównawczej, a ja już nie siedzę na uniwerku, więc ewentualnych nieścisłości nie tropię. Dlatego mogę odnieść się do jego twórczości w ogólnym zarysie.

Aleksander Krawczuk swoje książki historyczne pisał niemalże wyłącznie na podstawie tekstów źródłowych, na dodatek najczęściej czytał je w oryginale. Ja po dwóch latach nauki łaciny kojarzę najwyżej parę sentencji, a o starogreckim wiem, że istniał. Z jednej strony  konfrontował naprawdę wiele źródeł ze sobą, z drugiej mogę zrozumieć brak dostępu do wielu zdobyczy archeologii. Wiele przekładów zrobił sam i czasem są one jedynymi istniejącymi w języku polskim (Kasjusz Dion i jego księga 42, która była mi niezbędna do pracy licencjackiej, a polski przekład kończy się na księdze 40...). Źródła cytowane są często i gęsto, co z jednej strony daje obraz widziany przez współczesnych, ale z drugiej - zbyt długie fragmenty bywają nużące, głównie przez specyfikę języka użytego w tłumaczeniach. Największym problemem jednak bywają trudności w oddzieleniu źródła historycznego od tekstu historyka i ten problem wynika najpewniej z dość ograniczonych możliwości typograficznych w czasach PRL, kiedy niemal wszystko było publikowane po raz pierwszy. Brak graficznego oddzielenia cytatów od komentarza odautorskiego bywa męczące, ale zdaję sobie sprawę, że tylko ponowna redakcja byłaby w stanie pomóc.

Czy polecam książki Krawczuka? Tak, ale przede wszystkim pasjonatom. To nie jest lektura rozrywkowa, autor wymaga od czytelnika skupienia i nie oddaje skóry tanio - nie brakuje nazw, nazwisk, czasem wydających się zbędnych. Ale z drugiej strony to do dziś szanowane źródło opracowań historycznych - bo ani wielkich, przełomowych odkryć z zakresu historii politycznej nie było, ani autor nie popełniał grzechu uzupełniania historii według własnego widzimisię - jeśli jakiś fragment jest niejasny lub niejednoznacznie opisany, jest to zazwyczaj zaznaczone.

Po namyśle stwierdzam, że te książki to takie spotkanie w pół drogi światka popularnonaukowego i naukowego, może coś na rodzaj kroku dalej niż lżejsze pozycje o starożytności.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Maya roni łzy, kruki fruwają, a intryga gdzieś się toczy

Pierwsze słowo, nie ostatnie - Ałtorka w natarciu?

Róże są czerwone, a książki prokobiece w Polsce są bardziej