Duży ekran, mały ekran, Idy Marcowe zawsze takie same




Długo zbierałam się do tego tekstu, ale nie z lenistwa (no gdzie!) a raczej z chęci odświeżenia serialu do porównania, a ponieważ widz serialowy ze mnie średni, chwilę mi to zajęło. Szczegół, przecież nie będziemy się czepiać. Ale pomysł przyszedł mi, kiedy w jakimś napadzie nostalgii postanowiłam obejrzeć "Kleopatrę" z Elisabeth Taylor z 1963 r. i zaczęłam zwracać uwagę na szczegóły. Wiele szczegółów. Jak epickość filmu mająca teoretycznie oddać hołd ostatniej władczyni Egiptu sprawiła, że moja dusza historyka zapragnęła pewnej przeciwwagi i znalazła ją (nie, żeby długo szukała) w serialu "Rzym" produkcji HBO. A ponieważ obydwa dzieła traktują o niezwykle zbliżonym okresie historycznym, postanowiłam podjąć się zabawy w porównanie.

"Kleopatra" jest epickim obrazem o życiu ostatniej królowej Egiptu. Budżet filmowy i 2,5 roku kręcenia przyniosły dzieło cieszące oko. Stroje, fryzury, nagromadzenie statystów - to robi wrażenie. Idźcie na youtube i poszukajcie sceny wjazdu pochodu do Rzymu - jest to duża scena, kosztowna, ale producenci przecież musieli ją uwzględnić bo miał pokazać przepych. Pałace są przestronne, sale ogromne, Elisabeth Taylor tylko jeden strój wkłada dwukrotnie. To film pod pewnymi względami przypominający początkowe sceny z "Przeminęło z wiatrem" - stary świat, który musi ugiąć się pod wolą nowych bogów. Co istotne, historia krąży niemal wyłącznie wokół wielkich postaci znanych z kart historii, co ma swoje uzasadnienie zarówno w formacie ograniczającym czas (choć to wciąż film trwający 4 bite godziny) jak i atmosferze - podniosłość wylewa się wręcz z kadrów.

Dla odmiany "Rzym" wcale nie traktuje o całej historii od małego miasteczka do wielkiego imperium, a o niezwykle burzliwym momencie, który zaowocował w końcu trwałą, choć początkowo niewidoczną, zmianą ustroju państwa. Serial zaczyna się w momencie, gdy Gajusz Juliusz Cezar podbija całą Galię - jego przyjaźń łamane na sojusz z Pompejuszem upada a zdobywca wielkiej prowincji, w reakcji na odmowę triumfu, postanawia wkroczyć do Italii i wziąć co mu się należy siłą. Pierwszy sezon kończy się na Idach Marcowych, zaś drugi na pochodzie triumfalnym Oktawiana po pokonaniu Egiptu. Serial HBO miał spory budżet, ale bez przesady - bitwy są raczej za kadrem, większość wydarzeń dzieje się we wnętrzach lub w wąskich ulicach. Ale za to scenografia jest realistyczna, nie ma w niej teatralności czy umowności. Serial korzysta za to z dodatkowego czasu antenowego i wprowadza wątki zwykłych ludzi, dzięki czemu widz lepiej poznaje skomplikowany system społeczności rzymskiej. Piękne są sceny czasem teoretycznie zbędne - kapłani przekładający znacznik czasu w kamiennej tablic kalendarza, urzędnik będący czymś na kształt żywej gazety (czyta nowe prawa, informuje o istotnych wydarzeniach a czasem odczytujący ogłoszenia reklamowe), czy wręcz rytuały w świątyniach. Rzymskie ulice ożywają w scenach, a jednocześnie wszędzie dookoła dzieje się wielka historia, która ma wpływ na zwykłych ludzi - i to jest pokazywane nieustannie.

Gdyby porównywać obydwa dzieła pod kątem realizmu, to "Kleopatra" niestety przegrywa z kretesem. Epickość wymaga zarówno podniosłych mów jak i wplatania idei, które czasem są anachroniczne, a na pewno niezgodne z wiedzą historyczną. Kleopatra tłumacząca Markowi Antoniuszowi, jakie to piękne dzieło zjednoczenia całego znanego świata chce poprowadzić z jego pomocą, jak to dzieło miałoby przywrócić pokój na ziemi i być pięknym marzeniem Cezara. No nie, pięknie to brzmi, ale bliżej mi jednak do idei z "Rzymu" - albo ktoś ma za dużo władzy i mu odbija, ale ma ogólny przerost ambicji, albo odgrywa się na swojej własnej przeszłości. Ponadto film jest dzieckiem swoich czasów - kochankowie leżą w łożu w ubraniach. Serial nie ma oporów, by pokazać sceny erotyczne z odwagą, która potem ujęła fanów "Gry o tron". Nagie cycki wszędzie, gołe pośladki też, stwierdzono również okazjonalne męskie narządy rozrodcze, co nawet dziś bardzo rzadko się zdarza. Ale nie kłuje to w oczy (o ile pruderia nas nie zabija), gdyż zazwyczaj ma to jakieś uzasadnienie, a pamiętajmy, że Rzymianie mieli naprawdę inny stosunek do ciał. Oprócz cycków - krew, najczęściej z bitew, bijatyk lub rytualna. W "Kleopatrze" nawet jak Marek Antoniusz rzucił się na miecz, to nie stwierdzono upływu krwi. To na co on umarł w takim razie?

Pewnym truizmem będzie, jak napiszę, że "Kleopatra" to dramat historyczny, pełen teatralnego zadęcia, zacięcia i patetyzmu. "Rzym" dla odmiany jest raczej połączeniem serialu historycznego z thrillerem politycznym - polityki dużo, w różnych odmianach, intryg i wbijania sztyletów w plecy (dosłownie i w przenośni) wystarczy na kilka seriali. Ale różnie też obydwa dzieła podeszły do kreacji swoich bohaterów.

Sama Kleopatra w filmie to kobieta nieszczęśliwa, bo nieustannie ofiarowująca się za kraj i swój lud. Serial pokazuje ją jako rozpuszczoną, ambitną i niebezpieczną kusicielkę.

Cezar filmowy to łagodny i nieco naiwny dowódca, ojciec o ciepłym sercu, tak miły, że zapominamy, że jego miłość do królowej wiąże się ze zdradą żony. Serialowy to wyrachowane zwierzę polityczne, który skoki w bok ma we krwi a zemstę wyliczoną co do sestercji.

Marek Antoniusz w filmie chodzi w za krótkiej spódniczce i widać przez to jego owłosione nogi (nie mogłam się powstrzymać, żeby tego nie wytknąć), ponadto jest ofiarą swojej miłości i niezrozumienia przez lud podburzony przez złego Oktawiana. Serialowy? Furiat, seksoholik, ale wytrawny żołnierz, który w decydującym momencie traci miłość żołnierzy z powodu zatracenia swojskiej żołnierskości, za którą był kochany. No i zbyt pewny siebie.

Oktawian w filmie nie ma wielkiej roli - podburzacz, intrygant, a nade wszystko tchórz, bo nie walczył osobiście pod Akcjum. W serialu przechodzi wielką metamorfozę od zahukanego chłopca do władcy świata.

Oktawia w filmie istnieje bodajże w jednej scenie, a w serialu ma sporą rolę jako narzędzie kolejnych sojuszy. Przypomnijmy, że Oktawia w pewnym momencie została żoną Marka Antoniusza w akcie przypieczętowania sojuszu między jej bratem a nowym mężem. Z nią i Atią, matką Oktawiana i Oktawii, wiążą się największe zmiany w serialu w stosunku do zapisów historycznych (ucięło w scenariuszu parę dzieci), ale nie mają one większego wpływu na fabułę, szczególnie, że serial kończy się w momencie, gdy te zmiany mogłyby wywołać pewne problemy.

Perełką serialu jest Atia - ambitna i pełnokrwista kobieta, która jest raz potworem, a raz nieszczęśliwą kobietą. Twórcy serialu zrobili z niej kochankę Marka Antoniusza, kochającą go szczerze i głęboko, ale to ona żąda od syna jego śmierci, gdy poczuła się zdradzona i to ona płaci najwyższą cenę za zdobycie najwyższej pozycji towarzyskiej w Rzymie, celu, o którym marzyła od zawsze. W scenie triumfu jej syna odwraca wzrok od pochodu, bo zdaje sobie sprawę, że wszystkie marzenia i nadzieje legły w gruzach, a jej zostaje już wyłącznie nobliwe życie matki pierwszego obywatela.

Czy to oznacza, że "Kleopatra" jest złym filmem? Nie, jest po prostu przeniesieniem na ekran pewnej romantycznej legendy, wzruszającej i wyciskającej łzy. Klasykiem, do którego wraca się po latach z myślą, że może świat byłby przyjemniejszy, gdyby rządzili ludzie o tak szczytnych ideach. I wcale nie ogląda się go źle, ale trzeba mieć na uwadze, że dla widowiskowości poświęcono pewne realia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Maya roni łzy, kruki fruwają, a intryga gdzieś się toczy

Pierwsze słowo, nie ostatnie - Ałtorka w natarciu?

Róże są czerwone, a książki prokobiece w Polsce są bardziej