Hej, dobry pomyśle, jak by tu ciebie zepsuć?

 
Retellingi baśni czy mitów na dobre zadomowiły się w popkulturze i coraz częściej można napotkać nowe interpretacje najsłynniejszych opowieści. Znane wątki w nowych wydaniach wypadają różnie, lepiej lub gorzej, zależnie od umiejętności autora i spójności z oryginalnym dziełem. „Alyssa i czary” zabiera czytelników z powrotem do Krainy Czarów i na nowo odkrywa historię Alicji, dziewczynki, która podążyła za Białym Królikiem. I całość wyszłaby całkiem dobrze, gdyby nie fakt, że jest to dzieło z gatunku Young Adult, co oznaczało wprowadzenie takich wątków i scen, które nie miały pozytywnego wpływu na efekt końcowy.

Pomysł jest prosty – Alicja Liddell po powrocie z Krainy Czarów prowadziła całkiem normalne życie i założyła rodzinę. Jednak jej potomkinie z czasem odkrywały u siebie niepokojące objawy i jedna po drugiej lądowały w szpitalach psychiatrycznych lub umierały przedwcześnie śmiercią samobójczą. Alyssa jest jeszcze zbyt młoda, by obłęd ją opanował całkowicie, ale już słyszy głosy owadów, ma dziwne sny, a jej matka od lat przebywa w zamkniętej instytucji. Kiedy następuje eskalacja objawów u matki, córka postanawia odnaleźć Krainę Czarów i w jakikolwiek sposób przełamać klątwę. A ponieważ bez wątku romansowego nie byłoby YA, w życiu Alyssy jedną z najważniejszych osób jest Jeb, najlepszy przyjaciel, obecnie związany z niezwykle archetypicznym okazem dziewczyny będącej z chłopakiem, w którym kocha się główna bohaterka. W zamieszaniu Alyssa trafia do Krainy Czarów z Jebem i we dwoje próbują wykonać wszystkie zadania, które przed nimi postawiono. Okazało się bowiem, że oryginalna Alicja niechcący popsuła magiczną krainę i szaleństwo jest niejako klątwą, która ma zmusić którąś z potomkiń do powrotu i naprawienia szkód. Przewodnikiem pary bohaterów jest Morpheus, wcześniej znany jako Pan Gąsienica, w realnym świecie przyjmujący postać ćmy.

Przygody opisane są całkiem dynamicznie i zdradzają ciekawe podejście autorki do opisów z „Alicji w Krainie Czarów”, przeinaczając detale i zmieniając raczej niegroźne, magiczne miejsce w niepokojący i zdecydowanie niebezpieczny świat. To już nie jest kraina, gdzie pozbawienie głowy było odbierane raczej żartobliwie, teraz każda postać może stać się wrogiem i bez ostrzeżenia skrzywdzić, a nawet zabić. To miejsce, gdzie intrygi polityczne są równie żywe i destrukcyjne jak potrafią być w naszym świecie, a magia zwiększa jedynie poziom okrucieństwa. Autorka porwała się również na dość śmiałe chwyty fabularne i o ile przepisanie historii Alicji wyszło jej ciekawie, tak reset wydarzeń pod koniec tomu już niespecjalnie i miało posmak taniości, braku pomysłu na wybrnięcie z trudnej sytuacji.

Gorzkie słowa należą się wątkom związanym z relacją Alyssy i Jeba. Sztampowość i przewidywalność całych scen nuży i psuje odczucia z lepszych partii związanych z samą Krainą Czarów. Całe fragmenty brzmią jak pochodzące z romansidła niskich lotów, rażące patetycznym językiem będącym gorszym kuzynem kwiecistych przemów Ani z Zielonego Wzgórza. Znacząco obniża to poziom książki, która bez tych elementów mogłaby zostać jednym z lepszych przedstawicieli swego gatunku.

„Alyssa i czary” to specyficzny przypadek, gdzie główny pomysł i jego wykonanie są ciekawe, na przyzwoitym poziomie, ale w środku jest ten element, który nieustannie przeszkadza, uwiera wręcz podczas czytania. Zdecydowanie wątek romansowy ciągnie książkę w dół i psuje opowieść, która w przeciwnym wypadku miałaby o wiele większy potencjał.
 
Recenzja pierwotnie ukazała się w serwisie Katedra

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Maya roni łzy, kruki fruwają, a intryga gdzieś się toczy

Pierwsze słowo, nie ostatnie - Ałtorka w natarciu?

Ulubieńcy października