Szkoła w telewizorze po japońsku

"P to JK", scena z festiwalu szkolnego (to film, ale nie miałam pod ręką screenu z dramy szkolnej)

Czasem przed snem tak sobie leżę, nie mogę zasnąć i wtedy wpadam na POMYSŁY. Jakiś czas temu też tak leżałam bezczynnie (a nie zdarza mi się to zbyt często od kiedy poszłam do pracy) i wymyśliłam, że przybliżę wam kilka ciekawych obserwacji odnośnie szkolnych dram japońskich. Bo czemu nie?

Szkolne dramy są podgatunkiem (w mojej prywatnej klasyfikacji) dram młodzieżowych i ich wyróżnikiem jest fakt, że są skoncentrowane na szkolnym życiu. Lekcje, przerwy, przerwy na lunch, zajęcia pozalekcyjne, problemy z innymi uczniami, nauczycielami i wszystko, co choć teoretycznie może się zdarzyć w szkole. A dziać może się wiele - możemy mieć dziewczynę udającą chłopaka w męskim liceum z internatem, potomkinię yakuzy niezwykle zaangażowaną w problemy swych podopiecznych, pomysłowego adwokata postanawiającego nagle uratować podupadającą placówkę przy pomocy kilkorga uczniów... I tak dalej, katalog jest całkiem otwarty. Ale są elementy, które praktycznie zawsze się pojawiają i cóż...Kto ciekawy, co zawsze czeka uczniów dramowych szkół?

Nauczyciele, jakich poznajemy, uczą wyłącznie matematyki, angielskiego lub w-fu - i lekcje, jakie są pokazane, też dotyczą wyłącznie tych przedmiotów. Po prawdzie kojarzę jedynie jeden tytuł, gdzie pokazano lekcję biologii, ale to nie była drama szkolna, tylko romans z bohaterką pracującą w szkole, więc się nie liczy. Ciekawi mnie, skąd takie drastyczne ograniczenie - szczególnie ten angielski, bo po co pokazywać lekcje, z których ci biedni uczniowie niewiele wynoszą. Japończycy są bardzo słabi z angielskiego, chociaż obstawiam, że winę ponosi system nauki punktujący wkuwanie.

Zastępca dyrektora jest tłumokiem - a co najmniej tak nieogarnięty, że można mu wcisnąć niemal każdy kit. Ponadto częstotliwość, gdy taka prawa ręka jest przeżarta ambicjami, przekracza wszelkie normy statystyczne. Zasadniczo to jest rola która prawie zawsze ma być elementem komediowym, nawet jeśli jedyna reakcja to facepalm na widok niektórych scen.

Odcinek z festiwalem szkolnym - tradycja nakazuje każdej szkole zorganizować festiwal dla lokalnej społeczności, organizacją całości zajmują się uczniowie i taki odcinek, czy to poruszający fabułę czy bottle episode, musi się znaleźć. Co ciekawe, w tej kliszy jest schowana kolejna klisza - każda klasa organizuje jakąś atrakcję i ta, która nas interesuje robi albo kawiarenkę (z dziewczętami w strojach służących) albo "salę strachu". Yay, kreatywność.

Problematyczny uczeń zazwyczaj potrzebuje jedynie, by ktoś wyciągnął do niego rękę - to zawsze jest to złe środowisko, matka, która o niego nie dba, bieda i w ogóle gdyby tylko miał warunki to byłby super kolegą. O ile jestem w stanie zrozumieć ideę, o tyle jeśli ten element pojawia się WSZĘDZIE to już mamy jazdę bez trzymanki na stereotypie i pogłębianie tego stereotypu. A tego akurat Japończycy mają w nadmiarze, po co im więcej...

Z kolei prymusi są socjopatami - najczęściej okazuje się, że uczeń z najlepszymi ocenami ma co najmniej średnio akceptowalne hobby, a czasem jest ukrytym przestępcą. To chyba echo jakiegoś bezpiecznika krzyczącego"nauka po 14 godzin dziennie robi z człowieka robota!"

Jeśli głównym bohaterem jest uczeń, to siedzi w tylnej części klasy, w drugim rzędzie od okna, czasem w rzędzie pod ścianą - tak, w anime jest ta klisza, gdzie główny bohater siedzi pod oknem, ale twórcy dram mają własną wizję! Co tam, że jest to wizja wspólna dla nich wszystkich...

Gang laleczek - grupka, najczęściej przywódczyni plus dwie, trzy podwładne, dziewcząt, które wyróżniają się makijażem, skróconymi spódniczkami, fryzurami i mają milion breloków zawieszonych tam, gdzie akurat jest to modne. Przed erą smartfonów były wieszane przy komórkach, teraz chyba częściej przy torbach. Często prześladują kogoś, zazwyczaj są buntownicze i pyskate i mają jakąś rolę urozmaicania scenek rodzajowych.

Obowiązkowa scena jazdy na rowerze do szkoły - nie ma bez tego dramy. Po prostu musi być rower i uczeń na nim, basta!

Często występuje konflikt z uczniami innej szkoły - z jakiegokolwiek powodu, ale często prowadzi do następnego punktu, którym jest...

Obowiązkowo któryś nauczyciel musi zgarnąć ucznia z komisariatu policji - nie wiem, na jakich umowach są nauczyciele w Japonii, ale chyba muszą na każde wezwanie lecieć po swoich uczniów, którzy coś przeskrobali. Wyobrażacie sobie, że jesteście na randce, jesteście w sumie już w trakcie jakiegoś miłego wysiłku fizycznego, a tu telefon, że trzeba zgarnąć takiego dzieciaka? Chyba bym zadźgała delikwenta.

Zajęcia pozalekcyjne są tylko dla przegrywów- chociaż według tego, co czytałam, to jednak oczekuje się, by każdy uczeń obskoczył tyle klubów, ile fizycznie zdoła... A ja zakłada się nowy, to w dramie najpierw trzeba odgruzować przydzielony pokoik, który wcześniej służył raczej za n-ty składzik na wszystko. Ćwiczy hart ducha!

Wow, wyszło tego ciut więcej niż pierwotnie założyłam. A teraz zadanie - upchnąć wszystko w 10-12 odcinkach! Zabawne, co? Ale jakoś nie sprawia to, że jak obejrzysz jedną dramę to jakby się obejrzało wszystkie, bo jednak od komedii do dramatu różne rzeczy się zdarzają. Swego czasu dość namiętnie oglądałam szkolne dramy, ale jednak przy większej ilości to już trzeba naprawdę dobrego pomysłu, żeby mnie przyciągnąć. A szkoła to jednak ważny element japońskiej kultury, procesu socjalizacji, dlatego obejrzenie paru tytułów jest potrzebne by lepiej zrozumieć ten naród. Ha ha, ale mi dowcip wyszedł, zrozumieć Japończyków...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Maya roni łzy, kruki fruwają, a intryga gdzieś się toczy

Pierwsze słowo, nie ostatnie - Ałtorka w natarciu?

Ulubieńcy października