Ulubieńcy 1/6 roku - czyli dałam ciała miesiąc temu, trzeba nadrobić




Trochę plan mi nie wyszedł, ale cóż, pozostaje zacisnąć zęby i wziąć się w garść. Dlatego bez zbędnych wstępów, ulubieńcy stycznia i lutego w jednej kupie:

"Oczy uroczne" M. Kisiel - kontynuacja "Dożywocia", ale już nie "Siły Niższej", a w ogóle to najbardziej "Szaławiły". I ja szanuję werwę, z jaką główna bohaterka walczy z antyszczepionkowcami. Medal za to wręcz.

"Becoming" M. Obama - jakaś mądrala napisała pod moją recenzją, że to odcinanie kuponów od bycia Pierwszą Damą. No więc otóż nie. Bo jednak Michelle dość charakterna jest i potrafi walczyć o swoje. I z jaką klasą pisze o swoim życiu, a do tego w szerszym kontekście społecznym. Czyta się aż miło.

"Dreamland. Opiatowa epidemia w USA" S. Quinones - reportaż o tym, jak przez jakieś parcie i niedopatrzenie Amerykanie zostali zalani wręcz legalnym substytutem heroiny i jednocześnie pojawił się kanał dystrybucji nielegalnej heroiny i jak to się spina. Pozostaje pokręcić głową i zapamiętać, że leki oparte na opiatach, to tylko w stanach terminalnych, bo wtedy uzależnienie jest najmniejszym problemem.

 "Zmierzch" Dazai Osamu - bo to oszczędna w formie i słowach kwintesencja upadku prawie jak w "Przeminęło z wiatrem".

"Moc srebra" N. Novik - o dziewczynach i tym, jak ich losy się splatają, by dać paru panom do wiwatu. A poza tym autorka odmalowała zimowy krajobraz, że wręcz stał się przyjemnie piękny.

"Wzlot i upadek D.O.D.O." N. Stephenson, N. Galland - bo raz, ze Stephenson, a dwa, że podróże w czasie są niebezpieczne a efekt motyla nie zachodzi.

"Gorączka Ciboli" J. A. Corey - bo czwarty tom jest lepszy od trzeciego i przynosi dużo radości z męczenia Holdena. Holden tak dobrze się męczy. Taka postać. I pięknie pokazuje, że jako gatunek ludzie są niereformowalni i zawsze znajdzie się stadko, które z uporem godnym lepszej sprawy odstawi psa ogrodnika dla samej idei.

"Nienawidzę Baśniowa. Fujowy żywot" - mało komiksów mi się przeczytało, no co ja poradzę, ale za to ten pierwsza klasa - absurd goni w kółko i zżera własny ogon ze smakiem.

"Faworyta" - bo intrygi kobiece to inny poziom, kiedy nie kręcą się wokół mężczyzn. I Olivia Colman słusznie dostała za to Oscara. I ta dekadencja dworu pudrowana strojami i manierami - piękne.

"Spiderman. Into the Spiderverse" - bo animacja superbohaterska może zostać wyniesiona na wyższy poziom. Wystarczy scenariusz zrobić porządnie jak dla kina aktorskiego i  przypilnować, by animacja była odpowiednio dobrana. Też zasłużony Oscar, chociaż bardziej kibicowałam "Wyspie Psów".

"Kartoteka 64" - bo duński kryminał rozgrywający szorstką męską przyjaźń i jednocześnie rozliczający fiasko pewnego programu ściśle związanego z budową państwa opiekuńczego. Uwielbiam tę serię i domagam się mentalnie kolejnych części.

Ponadto na początku roku wróciłam do subskrybowania Storytel i z miejsca zaczęłam buszować bo największych dziełach literatury - Tapatiki, Ania z Zielonego Wzgórze, Ludzie Lodu i Conan. Ale nie macie pojęcia, jak to trzyma w pionie kiedy w pracy górka roboty i trzeba włączyć tryb robota. Za to Ludzie Lodu, których już i tak czytałam kilkakrotnie, są po angielsku, więc ćwiczę się w słuchaniu anglojęzycznych audiobooków, dzięki czemu wkrótce będę mogła intensywniej obadać katalog książek, które w Polsce jeszcze nie wyszły.

A w ogóle Michelle Obama czyta własną książkę i to też mają na Storytel.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Maya roni łzy, kruki fruwają, a intryga gdzieś się toczy

Pierwsze słowo, nie ostatnie - Ałtorka w natarciu?

Róże są czerwone, a książki prokobiece w Polsce są bardziej