Supełek satysfakcji - "Nikt nie idzie" recenzja przedpremierowa


Fajnie czasem ułożyć puzzle - z rozsypanych kawałków stworzyć obrazek, wpinając kolejne elementy odkrywać większą całość. Z książką można zrobić podobnie, jak udowadnia Jakub Małecki w swojej najnowszej powieści "Nikt nie idzie".

O czym jest książka? O kilkorgu ludzi, w większości zwyczajnych, nawet jeśli mają czasem niestandardowe epizody w swoim życiu (jak doktorat z japonistyki). Ich losy są... Zwyczajne. Naprawdę. Ok, mają pewne drobne wydarzenia gdzieś po drodze, które może nie są nadzwyczajne, ale nie każdemu też się trafiają. Chwilami ma się wręcz wrażenie, że przez większość czasu "idą na autopilocie" - co się trafi, to biorą. Jedynie skrzyżowanie ich dróg sprawia, że mogą czuć więcej i więcej chcieć, mają odwagę sięgać swoich marzeń.

I tylko jeden bohater wymyka się temu opisowi - Klemens, niemal osiemnastoletni chłopiec, którego kontakt ze światem jest urwany. Sam nie mówi, ma problemy z przekazywaniem swoich myśli, w zasadzie jego historię poznajemy z zewnątrz, przez jego matkę czy jej partnera. I to on jest katalizatorem i centrum części wydarzeń z książki. Niby zwyczajny, ale przez swoje ograniczenia najszczerszy i zmuszający do wysiłku tych, którzy jak śnięte ryby płynęli z prądem rzeki życia.

I gdzie tu radość z czytania, skoro zasadniczo nie wygląda to na cokolwiek nowego? Cóż, Małecki nie daje nam historii ot tak, w prostej opowieści od A do Z przez kolejne literki alfabetu. A i Z są na miejscu, ale reszta nie. Dostajemy zdawałoby się przypadkowe fragmenty i sceny z życia bohaterów, ale tak naprawdę autor bawi się z nami, podrzucając okruszki informacji w ściśle określonym momencie. Zabawa w kota i myszkę. Na koniec dostajemy pełny obraz, jednak zdecydowanie wymaga to od czytelnika pobawienia się w rozwiązywanie supła przygotowanego z pełną premedytacją.

Muszę przyznać, że jest to książka pozbawiona wątków fantastycznych, a jednak ma swoją magię zwyczajnego życia opisanego w umiejętny, chociaż niezwyczajny sposób. Wciągnęła swoją zagadkowością przykrytą realizmem tak prawdziwym, że czasem boli.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Maya roni łzy, kruki fruwają, a intryga gdzieś się toczy

Pierwsze słowo, nie ostatnie - Ałtorka w natarciu?

Ulubieńcy października