Wtopy lipca

Wymieniłam już moich ulubieńców lipca, ale Pan Fantastyczny podrzucił mi pomysł, że mogę przecież również wrzucić co mi się nie podobało w danym miesiącu. I słuszny to pomysł, bo jednak oprócz zachwytów bywają również srogie rozczarowania i trzeba sobie jasno powiedzieć - coś mi się nie podobało. A moje gusta określa nie tylko zbiór zachwytów, ale też "meh"  i "rzucę tym o ścianę". I oby te wpisy zawierały jak najmniej pozycji.

Możliwe, że na następny odcinek wymyślę dobre ilustracje, na razie jedynie meduzy z tokijskiego oceanarium w Skytree.

M.Laurence "Freja" - autor tak zachłysnął się ideą bogów wytworzonych mocą ludzkiej wiary, że dorobił to tego technologię. A to nigdy dobrze nie wróży. I tak, facet któremu jakaś poślednia i niemal pozbawiona mocy bogini rozwala cale życie zakocha się w niech ot tak, jasne. Nie wspomnę nic na temat mega-tajnej organizacji poskramiającej bogów. Wspominałam, że bohaterka jest Mary Sue?

R. Marazano, Guilhem "Trzy duchy Tesli" t. 1 - to miało potencjał. Nowy Jork na początku lat czterdziestych, echa wojny i mały chłopiec próbujący odnaleźć się w nowym miejscu. Nawet niezłe rysunki. I potem szlag wszystko trafia, pojawia się spisek i bohater zachowujący się bez sensu i jakieś ektoplazmy... Niech ktoś to ubije zanim zacznie się rozmnażać.

K. B. Miszczuk "Przesilenie" - czytanie tej autorki to jakiś mój masochistyczny guilty pleasure, jednak obiektywnie jej książki są złe. Jedyna radość to punktowanie kolejnych głupot i nieścisłości. I kiedy będąc na początku lektury bezbłędnie praktycznie zgadłam plot twist, to oznacza, że autor wybrał rozwiązanie najbardziej oczywiste.

Na szczęście wpis niedługi, ale nie zapominajmy - wtopy popkulturowe czają się wszędzie!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Maya roni łzy, kruki fruwają, a intryga gdzieś się toczy

Pierwsze słowo, nie ostatnie - Ałtorka w natarciu?

Ulubieńcy października